piątek, 5 sierpnia 2011

Górska przeprawa - MB Urban Jungle

Z opisaniem tego wózka czekałam, aż będzie okazja dać mu się naprawdę wykazać. Mountain Buggy Urban Jungle mam od początku wiosny i na codziennych spacerach sprawdzał się znakomicie. Wadą była jedynie dość płytka budka (Mam model z 2008 roku, produkowany w Nowej Zelandii), ale użycie daszka uniwersalnego do wózków rozwiązywało sprawę.
z moskitierą uniwersalną
Teraz jednak wózek stanął przed twardym testem: został zabrany - nomen omen - w góry. Nie były to skaliste wierchy, tylko całkiem sympatyczne, beskidzkie szlaki, nie mniej jak od lat tam wędruję, wózka na szlaku nie widziałam.
Pogoda nam nie dopisała, przez co ścieżki były zalane wodą, testowałam więc warunki iście off-roadowe ;). Ale od początku.
Pisałam tu i tu, że wózek beznadziejnie się składa - jest duży i nieporęczny. Tak, ale jak się zdejmie koła robi się płaski i bez problemu wchodzi do bagażnika na wszystkie walizki. (no, ale na co dzień ściąganie kół, zwłaszcza przedniego to spore wyzwanie). Przypomnę też, że po zdjęciu kół wchodzi do bagażnika Fiata Pandy.
 Na szlakach sprawdził się znakomicie. Miałam porównanie z x-landerem xa, który niby tez przejechał te wszystkie trasy co urban, ale zebrał, oględnie mówiąc, dość ostre słowne cięgi. Z urbanem chodziło się bardzo dobrze, w zasadzie nie było trasy nie do pokonania. Jest też na tyle poręczny, że w dwie osoby przenosiliśmy go przez przeszkody typu zwalone drzewa bez zwalniania tempa wędrówki.
Udało się przejść przez wszystkie błota, jakie znalazły się na naszej drodze.
Oczywiście, wędrówka z wózkiem jest znacznie wolniejsza niż bez, więc planując wyprawę z wózkiem należy brać to pod uwagę.
Jest jeszcze czynnik drugi - mój malec chętnie śpi na spacerach, ale nie jest chętny, aby za długo siedzieć w wózku.
Czyli: Mountain Buggy Urban Jungle obronił swój honor i sprawdził się w górach :)